piątek, 25 września 2009

Czy jednogroszówka zniknie z naszych portfeli?

Parę dni temu (konkretnie chyba 19 września na co wskazuje data tego artykułu - http://www.bankier.pl/wiadomosc/1-gr-wycofane-z-rynku-w-2011-r-Wytworzenie-jednej-kosztuje-nawet-5-gr-2020009.html) w kilu ogólnopolskich mediach pojawiła się informacja o prawdopodobnym wycofaniu z obiegu gotówkowego monet 1-, a następnie 2- i pięciogroszowych. Powodem takich dążeń NBP jest fakt nieopłacalności produkcji takich monet. Podobno wybicie jednogroszówki kosztuje aż 5 gr., a sama wartość metali w niej zawartych oscyluje około 2gr.! Wydaje się, że wszystko jest w porządku jeśli w budżecie państwa miałyby zostać dodatkowe pieniądze, a Polacy mieliby odchudzić (oczywiście mówię o wadze) swoje portfele. Okazuje się bowiem, że małymi nominałami nie lubimy się posługiwać, a ponadto spora część drobniaków zalega w słoikach, świnkach - skarbonkach przez co ich realna wartość tak bardzo urosła w ostatnim czasie. Na pozór wszystko jest jasne - prosty rachunek ekonomiczny nakazywałby wycofać z obiegu takie monety.

Pojawiają się jednak liczne problemy: niektóre towary są tak tanie, że nie można zaokrąglić ich ceny; ograniczenie swobodnego ustalania cen zmniejsza konkurencję na rynku itd. Rozważyłem taką zmianę w perspektywie czasu. Dochodzę do wniosku, że inflacja na pewno spowoduje, że przestaniemy używać bilonu. Co jakiś czas słyszymy ile wyniosła inflacja w ostatnim miesiącu, roku itd. Z doświadczenia wiem jednak, że w rzeczywistości niewielu Polaków zdaje sobie sprawę z tego czym jest inflacja. Odczuli ją jeszcze w latach 90., ale nie wiedzą, że obecnie także takie zjawisko występuje na dość sporą skalę - w ostatnim roku inflacja wynosiła ok. 4%. Co może być przyczyną inflacji? W dużej mierze nie jest to rezultat podnoszenia cen przez dystrybutorów i producentów. Oni często dostosowują ceny dopiero gdy poznają wartość inflacji i działają jakby "z opóźnieniem", po fakcie, choć oczywiście mają wpływ na wysokość cen. Nie da się jednak ukryć, że obecny system monetarny po prostu sprzyja temu by inflacja była wysoka (a przynajmniej rosła). W przyszłym roku budżet państwa ma podobno zamknąć się deficytem rzędu ok. 50 mld zł. Skąd wziąć pieniądze, których samemu się nie ma, a trzeba je wydać? Szary obywatel w tym celu musi się zapożyczyć np. w banku przez zaciągnięcie kredytu. By załatać dziurę budżetową państwo m.in. emituje obligacje, które później skupuje za wydrukowane pieniądze. Ilość tych pieniędzy określa się właśnie na podstawie wyemitowanych obligacji. Jest to więc samonapędzający się mechanizm, który pozostaje pod kontrolą rządu. Obecnie jesteśmy zadłużeni na kwotę ok. 600 mld złotych. Ten dług trzeba będzie kiedyś spłacić, a najprościej będzie zwrócić się do własnych obywateli, którzy w krótkim okresie nie zauważą, że pieniądze w portfelu nie starczają już na tyle dóbr co kiedyś, natomiast rząd ściągając je w podatkach obsługuje zadłużenie państwa (obecnie to aż kilka procent PKB!). Powróćmy do tematu jednogroszówki. Czy zbieżność faktów nie mówi sama za siebie? Czy mamy się już szykować do galopującej inflacji w 2010r., gdy drobne monety nie będą nam potrzebne?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz